Powerbanków jest, jak na lekarstwo i czasem ciężko wybrać odpowiedni. Dużo zależy od budżetu i pojemności, która interesuje nabywcę. Banki energii potrafią być bardzo drogie, ale warto zainteresować się też tańszymi, tę część rynku reprezentuje Belkin Boost Charge.
Wykonanie
Boost Charge charakteryzuje minimalistyczne wzornictwo. Na górnej części umieszczono logotyp (jest mały), a na dolnej specyfikację. Z lewej strony jest włącznik i diody statusowe, mówiące o stanie naładowania lub rozładowania. Są trzy porty, dwa USB A i USB C.
Całość wykonano z twardego tworzywa sztucznego, dzięki temu powerbank powinien znieść większość trudów codzienności. Boost Charge jest podatny na zadrapania i parę z nich pojawiło się po trzech dniach używania.




Propozycja Belkina jest lżejsza w porównaniu z Zendure SuperTank/Pro, co jest szybko odczuwalne i niejeden doceni ten fakt.
Ładowanie
W trakcie ładowania urządzeń używałem kabli RUGD (USB C-C i C — Lightning).
iPhone 12: ładowanie od 28% do pełna zajęło ponad 2 godziny.
Galaxy S20 FE 4G: pełne naładowanie zajęło godzinę i 25 minut.
Apple Watch SE: pełne naładowanie w godzinę i 20 minut.
iPad mini 6: nie naładowałem tabletu do pełna, ponieważ BoostCharge nie wspiera Power Delivery i trwałoby to wieczność. Po niecałej godzinie poziom naładowania wzrósł z 37% do 52%

Brak wsparcia dla USB PD to nic dobrego, nie można szybko naładować większości urządzeń i powerbanku, a to dodatkowy problem (teoretycznie). Przez to trzeba go zostawić na ponad 5 godzin, żeby wszystkie diody się świeciły, a to będzie oznaczać, że BoostCharge został naładowany.
Podsumowanie
Belkin stara się dotrzeć do każdego użytkownika i stąd taki, a nie inny powerbank. Brak szybkiego ładowania przez protokół Power Delivery to największa bolączka akcesorium (dla mnie).
Na szczęście tak poważny brak rekompensują trzy porty ładowania, wysoka jakość wykonania i kabel w zestawie, choć zawsze używam własnych.