Bladed Fury nie przykuło mojej uwagi od razu, choć miałem je na liście gier do kupienia w niedalekiej przyszłości. Początkowo zakup miał dotyczyć wersji fizycznej na PlayStation, ale podczas niedawnej wyprzedaży udało mi się kupić grę znacznie taniej w wersji cyfrowej na Xboksie. Czy było warto?
Za grę odpowiada Vanillaware a sam tytuł przypomina nieco produkcję Muramasa dostępną na PlayStation Vita. Jednak w przypadku dzieła wspomnianego wcześniej studia mamy do czynienia z historią dziejącą się w Chinach, a nie Japonii.
Gracz wciela się w postać Ji, wrobioną w zabójstwo ojca, czego efektem jest jej wygnanie. Chwilę po tym wydarzeniu siostra głównej bohaterki jest przetrzymywana jako więzień w stolicy. Nam (graczom) i głównej bohaterce nie pozostaje nic innego, jak dowiedzieć się, kto maczał palce w tym przedsięwzięciu.
Większość wątków zawartych w Bladed Fury jest opartych o dialogi (te ważne i mniej ważne). Niestety dialogi sprowadzają się bardziej do przedstawienia świata, aniżeli sytuacji, w której znajduje się główna bohaterka. Wszystko sprowadza się do wyjaśnień, dlaczego zabiliśmy danego przeciwnika, a w połowie gry można się zastanowić, ile trupów zakończy tę farsę.
Teoretycznie gra wygląda na dość prostą, mamy dwie bronie, tarczę, możemy robić uniki i przyzywać bóstwa do pomocy podczas potyczek. Przeciwnicy są łatwi do pokonania, choć lekkie problemy mogą sprawić Ci z dodatkowym pancerzem (oznaczeni na żółto). Nawet przeważające siły wroga nie są w stanie nam zaszkodzić, dopóki nie pojawią się mocniejsi przeciwnicy. Punktem kulminacyjnym każdej misji jest pojedynek z bossem, te raz wypadają świetnie, a innym wręcz przeciwnie.
Początkowi bossowie są zróżnicowani i widać, nawet kiedy wykonują bardziej złożone ataki, wtedy należy ich uniknąć. W przeciwnym wypadku mogą nas pokonać „na strzała” lub ściągnąć znaczną część paska życia Ji. Im dalej w las, tym robi się ciężej i ta sama taktyka nie zadziała na dalszych przeciwników, o czym przekonałem się dobitnie podczas grania.
Pierwszy z bossów jest przewidywalny i łatwo uniknąć większość z wyprowadzanych przez niego ataków, żeby go ogłuszyć i zacząć kontratak. Nieco gorzej jest, gdy inny może atakować prawie całą lokację, wtedy jedynym rozwiązaniem jest skakanie i robienie uników do tyłu. Brzmi łatwo, ale w praktyce tak nie jest, bo każdy ataków jest pod innym kątem i trzeba się skupić, aby nie popełnić błędu. Późniejsi przeciwnicy wydają się łatwiejsi, ale atakują częściej i zadają znacznie więcej obrażeń.
To pokazuje, że poważniejsze potyczki skupiają się na defensywie, przyglądaniu się przeciwnikowi i atakowaniu w odpowiednim momencie. Czasem nie mam miejsca na błędy, które są wybaczane podczas walk z mniej wymagającymi oponentami.
Łatwo dostrzec, że poza bossami i potyczkami z nimi nie ma tutaj miejsca na różnorodność, no może poza przyzywanymi bóstwami, które odblokowujemy w trakcie rozgrywki. Każdy z nich ma charakterystyczną dla siebie cechę, pomocną podczas walk. Mamy do dyspozycji przyciąganie wrogów do siebie, deszcz strzał, zatrzymywanie przeciwników, potężne działo czy odnawianie zdrowia.
Każda z tych cech z czasem może wydawać się zbyt potężna podczas potyczek z niektórymi bossami. Wystarczy użyć działa, żeby zdjąć większość paska lub zatrzymać oponenta i atakować go tak długo, jak się da.
Widać, że produkcja Vanillaware nie skupia się na fabule i rozgrywce. Najwięcej czasu poświęcono lokacjom, każda z nich różni się od siebie i została przygotowana z pietyzmem. Raz przemierzamy zaświaty, miejsce podobne do piekła, czy zamki. Właśnie te zróżnicowane lokacje sprawiają, że chce się brnąć dalej i poznać finał podróży głównej bohaterki.
Podsumowanie
Bladed Fury ma wiele problemów, najbardziej rzucające się w oczy to potyczki z bossami, krótki czas rozgrywki, czy liniowe poziomy. Ogólna stylistyka produkcji robi wrażenie i to właśnie ona najbardziej przykuwa uwagę gracza, co teoretycznie przekłada się na chęć dłuższego obcowania z tytułem