Rzadko używam oryginalnych ładowarek, bo wolę produkty firm trzecich. Tak się składa, że najdłużej używałem oficjalnej dla Apple Watch, ale na przestrzeni lat to się zmieniło. Od niedawna używam ładowarki JSAUX i nadszedł czas podzielić się wrażeniami z jej użytkowania.
Propozycja JSAUX jest nieco większa od oficjalnej, wszystko za sprawą jej działania w dwóch płaszczyznach. Domyślną jest “leżak”, wystarczy położyć na niej zegarek i rozpocznie się ładowanie jego ogniwa. Drugą jest stojak, łatwo się do niego dostać, bo jest małe wgłębienie, pozwalające na uniesienie ładowarki.
Zawias wykonany z tworzywa sztucznego tak, jak całość ładowarki, działa nadzwyczaj dobrze, ale po jakimś czasie da się usłyszeć irytujący dźwięk. W trakcie zmiany pozycji na domyślną trzeba lekko docisnąć ładowarkę, aby ta do niej powróciła.





Warto dodać, że na spodzie są gumowe wstawki, przeciwdziałające ślizganiu się po położeniu na biurku. Działają znakomicie i “problem” nie występuje.
Kabel jest zintegrowany, a końcówka zawiera USB A i C. Główną metodą łączności jest typ C, choć można go szybko zmienić na A, za sprawą wbudowanego adapteru. Szkoda, że nie da się odłączyć kabla i podłączyć, kiedy ma się na to ochotę. Przez to po uszkodzeniu, ładowarka stanie się bezużyteczna, jest też za długi, choć to kwestia przyzwyczajenia. Przeszkadza mi to głównie ze względu na długie używanie Pitaka Power Dongle lub podobnych.
Ładowanie byłem w stanie sprawdzić na przykładzie dwóch modeli Apple Watch, SE i Series 7. W każdym przypadku bateria była ładowana od 20% do maksimum i zajęło to blisko 3 godziny. To tylko pokazuje, że JSAUX nie wspiera szybkiego ładowania dla Series 7, co pozwoliłoby na naładowanie baterii do 50% w 30 minut.
Czas ładowania nie ma większego znaczenia, bo za każdym razem kładę zegarek i po przynajmniej godzinie sprawdzam stan naładowania na iPhonie. Problemem jest szybkie nagrzewanie się Series 7, to prawie nie występuje w przypadku SE. Przez ten fakt ciężko mi używać ładowarki cały czas, wiedząc, że mam inną (3w1).



JSAUX wykazało się interesującą inwencją. Podobne ładowarki mają wyłącznie jedną płaszczyznę działania i trzeba kombinować, używając pasków typu Sport Loop. Dzięki zmianie płaszczyzny działania nie trzeba się tym przejmować.
Całość jest na tyle mała, że spokojnie zmieści się w jednej z przegród plecaka lub tzw. slinga, a to oznacza, że ładowarkę można wziąć ze sobą wszędzie, wliczając w to wyjazd.
Ładowanie przebiega bez większych problemów w przypadku Apple Watch SE, ale trzeba uważać podczas ładowania Series 7.
Na koniec pozostaje nieszczęsny kabel, gdyby był wyciągany, nie mógłbym się do niego przyczepić. Niestety, nie jest, a to sprawia, że trzeba na niego uważać, bo nie ma oplotu i przypomina Lightning od Apple. Wszystko to nie zmienia faktu, że ładowarka to dość udany gadżet i warto się w nią zaopatrzyć, nawet jeśli będzie używana od czasu do czasu.
Możecie ją nabyć tutaj.