Nie miałem przyjemności zagrać w oryginalnego NieRa w momencie jego rynkowego debiutu. Nie przeszkodziło mi to jednak w zakupieniu edycji Replicant, która jawi się jako nieco poprawiony pierwowzór z nową zawartością, poprawkami w rozgrywce i nieco lepszą warstwą wizualną. To dobry tytuł, jeżeli chcecie zobaczyć co was czeka przed zagraniem w NieR Automata, znajdziemy tutaj wiele archaizmów, ale przedstawiona historia zdaje się je przyćmiewać.
Głównym zadaniem gracza jest uchronienie siostry głównego bohatera od choroby zwanej Black Scrawl. Nie ma na nią lekarstwa, ale w międzyczasie protagonista wchodzi w posiadanie magicznej księgi, Grimoire Weiss. Teoretycznie po odnalezieniu wszystkich znanych jej czarów powinniśmy być w stanie uratować siostrę i świat przed potworami zwanymi Shades.
“Przygody” nie przeżyjemy w pojedynkę, wraz z postępami w fabule napotkamy bohaterów drugoplanowych, którzy pomogą nam osiągnąć zamierzony cel. Kaine nie dość, że jest skąpo ubrana, to ma dość wysublimowany język, a Emil jest dzieciakiem, na którym ciąży klątwa. Każdy z przytoczonych bohaterów nie jest zwyczajną zapchajdziurą, ponieważ odgrywa ważną rolę w NieR Replicant.
Autorzy pokusili się o wiele zakończeń, ale tylko jedno z nich jest prawdziwe. Każde z dostępnych trzeba odblokować, spełniając wcześniej określone warunki. Jednym z nich jest zebranie wszystkich broni dostępnych podczas kampanii, każda z nich ma własną historię i możemy je ulepszyć po znalezieniu odpowiednich elementów. Związane z tym zakończenie będzie czasochłonne, bo ciężko zdobyć odpowiednie materiały, a budżet można podreperować wyłącznie po wykonaniu zadań pobocznych. Warto nadmienić, że podczas zbierania komponentów warto uzbroić się w cierpliwość, bo te się resetują po wyjściu lub wejściu do danej lokacji.
Świat, w którym przyjdzie nam się odnaleźć, nie należy do największych, ale jest dość otwarty. Większość lokacji wygląda podobnie, a przeciwnicy pojawiają się w tych samych miejscach. Jest sporo chodzenia tam i z powrotem, szczególnie podczas zabierania się za zadania poboczne. Ta aktywność potrafi znużyć i aż prosi się o dodanie szybkiej podróży, ale… W pewnym momencie gry dostajemy wyjaśnienie, dlaczego nie powinniśmy używać teleportacji.
Walka? Wszystko sprowadza się do używania mocy Grimoire Wess i oręża, którym dysponujemy w danym momencie. Podczas walki można używać tylko jednej broni białej, więc trzeba się przełączać między innymi. Weiss dysponuje wieloma czarami ofensywnymi, które są pomocne w czasie starć, ale nie zabrakło też defensywnych. Nie można ich spamować w nieskończoność, bo wymagają many. Ta odnawia się po jakimś czasie i znowu można używać księgi do atakowania przeciwników. Broń biała ma dwa ataki, szybki i mocny, każdy z nich ma swoje wady i zalety, które powinny być dla was oczywiste.
Ataki kombinacyjne nie są mocną stroną Replicanta, choć to nic dziwnego, bo nie gramy Androidem z NieR Automata. Rekompensują to uniki i parowanie ataków, każda z tych czynności “otwiera” przeciwnika na zadanie mu większych obrażeń niż zwykle. W czasie rozgrywki można to ulepszyć, ale znowu zajmuje to zbyt wiele czasu.
Bestiariusz jest różnorodny, a najsilniejsi przeciwnicy pojawiają się w kluczowych momentach fabularnych. Niektórzy nadal zachowują się tak, jak w oryginale, ale dzięki temu możemy poeksperymentować z doborem rynsztunku. Walki z bossami są istnym testem sprawdzającym naszą znajomość większości mechanik dostępnych w tytule. Nie zawsze będziemy szli na wymianę ciosów podczas takich starć, pojawią się mini gry, atakowanie słabych punktów lub wyczekanie na odpowiedni moment, aby zaatakować. Nasi pomocnicy są wtedy prawie bezużyteczni, nie zadają zbyt dużych obrażeń i ich rola skupia się na odciąganiu uwagi oponenta.
Największą, rzucającą się w oczy zmianą jest warstwa wizualna. Poprawiono sporo, szczególnie grafikę i głosy postaci. Nawet nieważni NPC mają dobrze dobrane głosy i dodatkowo nie można przyspieszyć dialogów podczas rozmów. Środowisko nie jest zróżnicowane, więc nie spodziewajcie się terenowych lodowych lub lawy.
Interesuje was ścieżka dźwiękowa? NieR Automata pod tym względem nie ma sobie równych i nie inaczej jest w przypadku Replicanta. Każdy numer jest dobrany idealnie do tego, co się dzieje i świetnie buduje klimat.
Studio stojące za NieR Replicat ver. 1.22. należy pochwalić za dowiezienie produktu bez dodatkowych łatek, co jest na porządku dziennym w dzisiejszych czasach. Widać, że pracownicy stanęli na wysokości zadania, co przypomina mi czasy PlayStation 2, gdzie nie było mowy o łatkach premierowych, ważących parę/paręnaście gigabajtów. Na tym nie koniec, chcecie lepszej broni? Wszystko musicie zdobyć sami, nie ma drogi na skróty w postaci mikrotransakcji.
Podsumowanie
NieR Replicant ver. 1.22 nie wynajduje koła na nowo, to jedynie nieco poprawiona wersja pierwowzoru. Dzięki temu produkcja (całościowo) jest dostosowana do obecnie panujących warunków i jednocześnie nie odstaje od zamysłów oryginału. Nadal będziemy świadkami backtrackingu, zbierania komponentów, czy denerwującego czekania na jednego z bohaterów podczas “podróży” w pewne miejsce. Większość studiów odchodzi od tego typu zagrywek, ale fabuła, ścieżka dźwiękowa i reszta rozgrywki to rekompensuje. Chciałbym, żeby pojawiło się więcej poprawek, ale to mogłoby się odbić negatywnie na wizji autorów. Z drugiej strony widać, że świetnie przedstawiona historia jest się w stanie obronić nawet w momencie, gdy gra trąca w nas archaizmami.