Roki to przygoda rodzeństwa rozgrywająca się w chłodnej Skandynawii. Produkcja skupia się na dawnych czasach i ukazuje niebezpieczeństwa czyhające na głównych bohaterów. Wcielając się w Tove, zwiedzimy wiele zapierających dech w piersiach lokacji, spotkamy wiele bestii i “pokonamy” nie jedną łamigłówkę.
Historia – każdy ma uczucia
Początek wprowadza przyjazny nastrój. Widać góry, jezioro, główną bohaterkę, a wszystko dopełnia świetnie dobrana ścieżka dźwiękowa. Zabawa rodzeństwa w chowanego, rzucanie śnieżkami i wspomnienie, że kiedyś pod mostem żyły Trolle świetnie otwiera grę. Z każdą chwilą jest lepiej, wszystko za sprawą bardzo dobrych dialogów między rodzeństwem. Przez większość początkowej fazy produkcji mamy wrażenie, że nic złego się nie wydarzy, do czasu…
Dalsza część przygody nie jest tak kolorowa jak początek i przyjazny ton znika. Podczas eksploracji nowych terenów ton ulega lekkiej zmianie, ale Roki nie traci swojego uroku. Niebezpieczeństwo czyha za każdym zakrętem i trzeba na siebie uważać, ale znowu widać kunszt twórców w nadmiernie pozytywnym ukazaniu świata.




Wraz z postępami w historii mogą się pojawić nudniejsze momenty. To nie spodoba się graczom nastawionym na rozbudowane mechaniki rozgrywki. Jeśli zależy wam na odstresowującej historii, znajdziecie ją tutaj, jej tempo nie należy do najszybszych. Roki z każdym krokiem naprzód ewoluuje na oczach gracza, rdzeń historii jest liniowy, ale gra daje graczowi szerokie pole manewru. Zmieniają się nie tylko bohaterowie, zmianom ulegają napotkane postaci, środowisko, mechaniki rozgrywki i oprawa wizualna, składająca się na całość tytułu.
Rozgrywka – prosta i satysfkacjonująca, ale potrafi znudzić
Prościej się nie da, chodzimy z punktu A do B, zbieramy potrzebne przedmioty, niektóre łączymy i tak w kółko. Zebrane rzeczy są niezbędne do rozwikłania łamigłówek częściowo blokujących postęp. Musimy je rozwiązać za pomocą znalezionych przedmiotów, czasem z trzech zrobimy linę, innym razem ubrudzimy kota i zabierzemy mu jedzenie.
Czasem ma się wrażenie, że gra nie daje nic do zrobienia. Natłok pomniejszych aktywności prowadzących do rozwiązania większej łamigłówki może przytłoczyć. Znajdź przedmioty, połącz, oddaj, cofnij się do 2 – 3 odwiedzonych już lokacji… Dostępne łamigłówki częściowo wynagradzają trudy gracza i są zróżnicowane. Niektóre są do siebie podobne, ale ich rozwiązanie nie jest takie same.




Warto uważać, bo większość przedmiotów lub rozmów pokazuje szerszy obraz tego, co robimy w danym momencie. Teoretycznie ułatwia to rozwiązanie rebusów, ale gra nie robi tego za gracza. Proste mechaniki rozgrywki mogą znudzić, ale reszta nadrabia.
Pięknie wykonany tytuł
Wizualia są przepiękne i świetnie stanowią pomost między graczem, a Roki. Wysokie góry, jeziora, wzgórza, rzeki. Wszystko jest bardzo dobrze przedstawione i staje się lepsze z każdym krokiem. Nie można zapomnieć o bestiach i innych postaciach, jedne wyglądają przyjaźnie, a inne niekoniecznie.
Ścieżka dźwiękowa to kolejny, mocny punkt produkcji. Muzyka dopełnia resztę i dobrano ją do każdego momentu przygód Tove. Pierwsze spotkanie z Tomte jest najlepszym przykładem, gdy pomaga nam naostrzyć miecz, wchodzi muzyka grana na pianinie.






Voice acting to nieporozumienie, chrumknięcia itp. mają się nijak do ścian tekstu podczas rozmów z napotkanymi bestiami. Zaburza całość i chciałem pomijać/przyspieszać większość z nich.
Podsumowanie
Nie należę do największych fanów gier niezależnych, ale Nintendo Switch to obecnie najlepsza konsola, żeby w nie grać.
Roki mnie wciągnęło, a jestem jednym z przeciwników prostych gier (gameplayowo), przechodzących się szybko, co mnie nudzi.
Historia zrobiła na mnie wrażenie ze względu na przedstawienie więzi między rodzeństwem, dobrze wykorzystanym folklorem i świetnym wykonaniem.