Przez ostatnie lata używałem wielu banków energii i większość ma jedną cechę wspólną, spore rozmiary. Czasem trafią się mniejsze, ale nic nie dorównuje rozmiarom Rolling Square Tau. Używałem go 2 tygodnie i pora podzielić się z wami moją opinią na jego temat.
Tau występuje w wielu kolorach, a do mnie dotarła zielona wersja kolorystyczna. Połączenie jasnego i ciemnego odcieniu świetnie ze sobą współgra. Pozwala z łatwością rozpoznać elementy urządzenia, a miłym dodatkiem są srebrne wstawki.
Całość jest zgrabna, lekka i świetnie wykonana. Mieści się w dłoni, więc Tau może być przechowywany w dowolnym miejscu i nie musi to być plecak, jak w przypadku Zendure Supertank Pro. Dzięki temu nic nie stoi na przeszkodzie, żeby włożyć go do kieszeni spodni razem z kluczami, do których można go łatwo przypiąć.






W większości przypadków do używania powerbanku potrzebne są własne kable, odpowiednie dla urządzenia, które będzie ładowane. Tau radzi sobie z “problemem” dzięki integracji USB C i Lightning z konstrukcją powerbanku. Kable nie należą do najdłuższych, ale wystarczą do doładowania iPhone’a lub dowolnego smartfonu z Androidem. Każdy z kabli łatwo wyciągnąć z ich domyślnego miejsca, podobnie jest z ich schowaniem. Wygląda na to, że Lightning ma certyfikat MFi, bo w trakcie doładowywania iPhone’a 12 i iPada dziewiątki nie pojawił się komunikat systemu o niekompatybilnym akcesorium.
Wspomniałem o doładowaniu, bo pojemność Tau wynosi zaledwie 1400 mAh. Nie ma szans, żeby naładował do pełna dzisiejsze smartfony. Nie zmienia to jednak faktu, że świetnie nada się do doładowania, jeśli smartfon będzie potrzebny przez dodatkowy czas i trzeba coś na nim zrobić. Wcale się temu nie dziwię, biorąc pod uwagę gabaryty produktu Rolling Square.
Na spodzie znajduje się dość niecodzienny port ładowania Tau. Łączy się magnetycznie z małą stacją dokującą, będącą częścią zestawu. Ta ma podobny port w wyżłobieniu na powerbank, zaraz obok jest dioda oznajmiająca status ładowania. Stacja ładująca jest w tym samym kolorze co bank energii.






Można ją powiesić na ścianie za pomocą taśmy dwustronnej lub śrubek (wszystko jest w zestawie). Po otworzeniu dolnej klapki pojawi się micro USB odpowiedzialne za zasilanie stacji i ładowanie powerbanku. Wiem, że ładowanie nie jest częste, ale powinno tu być USB C. Miejsca jest na tyle dużo, że port spokojnie by się zmieścił.
Stacja jest starannie wykonana i widać napracowanie się producenta. Zastosowane tworzywo sztuczne zniesie wiele, a w razie upadku pojawią się otarcia (co mnie spotkało, niestety). Wszystko jest świetnie spasowane i nic nie odstaje.
Tau odbiega od standardów, ale to dobrze, czasem trzeba sięgnąć po coś nowego. Rynek banków energii jest zdominowany przez pojemniejsze i większe modele. Takich nie włoży się do kieszeni, nie wspominając o przyczepieniu do kluczy.
Szkoda, że zdecydowano się na micro USB, a nie C. Rzadko zdarza mi się korzystać z tego zapomnianego (przeze mnie) standardu ładowania, bo obecnie dzieli i rządzi USB C. Powerbank poradzi sobie z doładowaniem większości urządzeń i naładowaniem dowolnych słuchawek, ale można zapomnieć o próbie naładowania dowolnego modelu Apple Watch, wszystko przez zintegrowane z obudową kable.
Tau możecie nabyć tutaj. Z kodem KRZYSIEKBOREK20, macie 20% zniżki na zakup.