Na pierwszy rzut oka Trek to Yomi wygląda, jak większość side scrollerów 2,5D. Myśląc w ten sposób, można popełnić błąd.
Akcja toczy się w Japonii podczas okresu Edo. Za grę odpowiada Flying Wild Hog odpowiedzialne za serię Shadow Warrior. W Trek to Yomi przyjdzie nam się wcielić w Hirokiego, samuraja rozdartego między wyborem obowiązku, a ukochanej.
Tytuł pozwala zmierzyć się z niezliczoną ilością przeciwników na przestrzeni 6 rozdziałów. Początek to standard, uczeń traci swojego mistrza i podąża ścieżką samuraja. Pierwsze rozdziały nie zwiastują niczego nadzwyczajnego, aż do końcówki trzeciego. Nic wam nie zdradzę, bo popsuje wam granie lub sprawdzenie gry w Game Pass na Xboksie. Trek to Yomi zawiera proste wybory moralne, ale nie mają większego wpływu na rozwój historii, są ważne, jeśli zamierzacie zrobić tzw.calaka.
Reakcja kluczem do sukcesu
Produkcja jest nastawiona na walkę, eksplorację i rozwiązywanie prostych zagadek. Wstęp nie należy do rozbudowanych w kwestii możliwości protagonisty, mamy szybkie/wolne ataki, blokowanie i parowanie. Wraz z postępami w przygodzie, odblokowujemy nowe ruchy ułatwiające potyczki z nowymi adwersarzami. Katana to nie jedyne narzędzie “zbrodni”, jest też łuk, bardzo powolny pistolet i kunai. Arsenał nie wygląda na rozbudowany, ale dodatkowe możliwości pokonania wrogów są przydatne, szczególnie na wyższych poziomach (grałem na poziomie Bushido) trudności i w walkach z bossami.






Eksploracja może być nudna, ale warto poświęcić na nią czas. Dzięki temu zdobędziemy ulepszenia postaci związane z wytrzymałością, żywotnością i nowymi kombosami. Przez te fakty próbowałem wyciągnąć, jak najwięcej z każdej lokacji. Zagadki nie są trudne, w większości przypadków musimy ułożyć znaki w odpowiedniej kolejności, aby przejść dalej. Stanowią odskocznię od walki i można wtedy odetchnąć.
Rozgrywka stoi na wysokim poziomie, nawet w tak małej produkcji. Zdobywanie nowych ataków lub większej ilości życia dzieje się w odpowiednich momentach, a łamigłówki sprawiają, że nie idziemy ciągle przed siebie i zabijamy kolejnych przeciwników na naszej drodze.
Świetne przedstawienie
Fani Akiry Kurosawy będą czuć się, jak w domu. Całość jest utrzymana w biało-czarnym filtrze razem z charakterystyczną ścieżką dźwiękową. Widać, że studio oddało hołd Akirze. Dodanie do tego 2.5D sprawiło, że mamy do czynienia z unikalnym dziełem. Ciężko znaleźć podobny tytuł.
Przerywniki wideo są dobrze wykonane, a modele postaci wyglądają ponadprzeciętnie, biorąc pod uwagę rozmiar Trek to Yomi. W kwestii jakości daleko tytułowi do Ghost of Tsushima, ale w ogólnym rozrachunku ciężko się zawieść. Świetna praca kamery i udźwiękowienie sprawiają, że ma się wrażenie oglądania kolejnego filmu Kurosawy.






Nie obyło się bez problemów. Brakuje angielskiego dubbingu, a napisy “biegną” za szybko i czasem ciężko odczytać, o czym rozmawiają postaci. Czarno-białe tła powodują problemy z nawigacją i podczas walk, gdy stoimy za ścianami lub głazami. Wtedy ciężko zareagować na atakujących przeciwników lub dostać się w inne miejsce.
Podsumowanie
Czas spędzony z Trek to Yomi nie pójdzie na marne. Produkcja Flying Wild Hog zyskuje z każdą sekundą, minutą i godziną spędzoną na walce i eksploracji. Walka jest na tyle rozbudowana, że nie znuży gracza, wszystko za sprawą wachlarza ciosów, zróżnicowanych wrogów i dodatkowych broni. Prawie za każdym razem pojawia się coś nowego, a wrażenie kontrolowania przebiegu historii sprawia, że mam zamiar ukończyć grę, aby sprawdzić każde z dostępnych zakończeń.