Tronsmart ma wiele tanich głośników Bluetooth w swojej ofercie. Jednym z nich jest Trip kosztujący niewiele, ale nie jest w stanie zapewnić dźwięku o dobrej jakości…
Wygląd i jakość wykonania
Trip jest prostokątny i większy w porównaniu z Groove 2, którego używam od czasu do czasu. Zakrzywienie obudowy tego pierwszego jest prawie niewidoczne, ale logotyp mógłby być mniejszy. Głośnik zmieści się w dowolnym plecaku i nie zajmie sporo miejsca. Nie zabrakło odporności na zachlapanie, ale nie brałbym go ze sobą na plażę.
W górnej części obudowy umieszczono niezbędne przyciski, wystają ponad nią, ale dzięki temu łatwo kontrolować Tronsmart Trip. Mamy do dyspozycji przycisk zasilania, regulację głośności, parowanie. Na dole umieszczono nóżki, głośnik jest stabilny i nie ma mowy o jego przewróceniu.






Pod zaślepką znajduje się port USB C, tradycyjne gniazdo słuchawkowe i dioda statusu (działa w trakcie ładowania lub odsłuchu muzyki). Jest też smyczka, można do niej podłączyć karabińczyk, a potem całość do plecaka, jeśli jest taka możliwość. Trip występuje w jednym kolorze, a jego logo i przyciski różnią się odcieniem od przeważającej czerwieni.
Razem z głośnikiem jest kabel USB A-C i tradycyjny, jeśli ktoś chciałby podłączyć Tripa kablem.
Dźwięk? Znośny, ale gdzie podział się bas?
Tronsmart w przypadku tego modelu reklamuje technologię SoundPulse, która powinna poprawić bas. Jednak jego obecność jest odczuwalna wyłącznie w niższych partiach utworów.

Średnie i wysokie tony wypadają dobrze, nie kłują w uszy i nie ma przesterów po zwiększeniu głośności. Wokale słychać, a podkłady ich nie zagłuszają.
Niska cena i ciekawe wzornictwo to nie wszystko…
Nie mam w zwyczaju narzekać na tańsze gadżety, bo od razu zdaje sobie sprawę z tego, że kompromisy będą widoczne. SoundPulse wygląda na obusieczny miecz, miał poprawić bas, a jego prawie nie ma. Warto pochwalić ogólną jakość wykonania, wzornictwo i długi czas pracy po naładowaniu.